Jestem Directionerką od samego początku powstania zespołu. Niestety jestem jedną z tych nieszczęśliwych. Półtora roku temu dowiedziałam się, że mam chore serce. Będzie potrzebny przeszczep, ale na tą chwilę nie ma dawcy. Często przebywałam w szpitalu i teraz także się tu znajduję. Na nogach trzymam laptopa i siedzę na twitterze oraz skype i czatuję z innymi fankami. Wiele z nich bardzo mnie wspiera w mojej chorobie i dzięki nim czuję się potrzebna. Jednak nie wiadomo, czy w ogóle przeżyję i jestem tego świadoma. Powoli się z tym godzę, że już niedługo zabraknie mnie na tym świecie. Szkoda tylko, że umrę tak młodo. Mam dopiero 19 lat, a całe życie powinno być jeszcze przede mną, a nie się kończyć. Lecz co zrobić. Rodzice opuścili mnie zaraz po tym, gdy dowiedzieli się o mojej chorobie. Raz czy dwa razy zadzwonili, usprawiedliwiając się w słaby sposób. Mówili, że nie są gotowi na tak drastyczne zmiany i co miesiąc będą mi przesyłali pieniądze na leczenie. No tak, właściwie czemu ja się dziwię. Nigdy nie mieli dla mnie dużo czasu. Ojciec biznesmen, mama żona biznesmena. Tata często wyjeżdżał, a mama chodziła po różnego rodzaju spa, spała w drogich hotelach, chodziła po drogich restauracjach. Miała przyjaciółki, a właściwie to koleżanki, które lubiły ją za pieniądze… Ale nie ważne.
Mimo to, że jestem chora, to ten dzień był najlepszym w moim życiu.
~*~
Pielęgniarka weszła do mojego pokoju i obudziła mnie wesoło:
- Witaj [T.I] w tym pięknym dniu! - podeszła do okna i odsłoniła je.
Promienie słońca zawitały w moim szpitalnym "pokoju".
- Coś się stało pani Stefanio? - zapytałam. - Jest dawca?
- Tak! I to nie tylko! Ktoś pragnie cię odwiedzić. Chodźcie chłopcy! - zawołała, a do mojej sali weszli wszyscy członkowie 1D.
Byłam zaskoczona, ale i szczęśliwa. Nie mogłam w to uwierzyć, że przyszli mnie odwiedzić. To jest… Niesamowite!
- Czeeeeść! - wykrzyknęli wszyscy jednocześnie.
- Co wy tu robicie? - zapytałam wciąż nie wierząc w moje szczęście.
- Otóż tak… - zaczął Harry. - Dostaliśmy masę maili i tweetów od naszych fanek, które poinformowały nas o tobie. Opisały całą historię twojej choroby i prosiły, abyśmy cię odwiedzili, bo to twoje największe marzenie. Więc oto jesteśmy! Jak się czujesz?
- Teraz w porządku. Dzięki wam i dawcy… - odpowiedziałam.
Chłopcy podeszli do mnie i każdy po kolei mnie przytulił.
Rozmawialiśmy kilka godzin, śmialiśmy się i śpiewaliśmy. Niestety pod wieczór chłopcy musieli iść, ale obiecali, że jeszcze mnie odwiedzą.
I tak się stało. Harry odwiedzał mnie codziennie, a inni co kilka dni. Wszyscy odwiedzili mnie także bezpośrednio przed przeszczepem i wspierali mnie. W szczególności Hazza. Czułam do niego coś więcej i postanowiłam mu to powiedzieć, zanim przejdę operację, której mogę nie przeżyć.
- Harry… - powiedziałam. - Chłopcy, możecie wyjść? - poprosiłam, a reszta wyszła posłusznie z pokoju.
- Tak? - usiadł na moim łóżku i uśmiechnął się.
- Bo… Ja muszę ci coś powiedzieć. Ponieważ operacja może się nie powieść, co jest równoznaczne z tym, że istnieje prawdopodobieństwo, że umrę…
- Nie mów tak! - przerwał mi.
- Ale jest taka możlwość.
- Tak się nigdy nie stanie, rozumiesz? Nie dopuszczę do tego.
- Okej, niech ci będzie. W każdym razie… Czuję do ciebie coś znacznie więcej niż tylko przyjaźń. Wiem, że możesz nie odwzajemnić tego uczucia, ale…
- Ja też cię kocham [T.I] - po tych słowach Harry złożył na moich ustach czuły pocałunek.
~*~
Harry spał na fotelu w mojej sali aż do kiedy pielęgniarka nie przyszła do mnie rano i nie obudziła mnie na operację. Podszedł do mnie zaspany, złapał mnie za rękę i powiedział:
- Nie opuszczę cię, bo cię kocham. I ty też mnie nie opuszczaj, dobrze?
Pokiwałam twierdząco głową, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Pocałował mnie ostatni raz, po czym pielęgniarka zabrała mnie na salę operacyjną.
*Kilka/naście godzin później*
Obudziłam się na sali pooperacyjnej. Bolała mnie klatka piersiowa i czułam niewygodny ucisk. Jednak byłam szczęśliwa z tego bólu, bo to oznacza, że żyję. Chciałam przetrzeć oczy, ale skóra za bardzo mnie ciągnęła. Pielęgniarka zauważyła, że się obudziłam, podeszła do mnie i powiedziała:
- Witaj znowu! Twój ukochany siedział cały czas na krzesełku przed drzwiami do bloku operacyjnego. Był strasznie zestresowany i chyba ciągle tam siedzi!
- A… a może mnie pa-pani do niego za-zabrać? - jąkałam się, bo ciężko było mi mówić.
- Tak, zaraz stąd wyjedziemy.
Kilkanaście minut później byłam już w mojej sali, a Harry siedział koło mnie na łóżku.
- Mówiłem ci, że się uda - mówił gładząc mnie po głowie. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Pocałował mnie czule, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że już nigdy nic nas nie rozłączy.
cuudowny ! <3
OdpowiedzUsuńZajebisty <3
OdpowiedzUsuń